wtorek, 24 lutego 2015

123 - bieganie na ścianie

Bieganie bez glikogenu to nie jest to. Zdecydowanie. W moim wydaniu ciężko to nawet nazwać bieganiem: 400m biegu, 100m marszu. A nawet i ten marsz nie przychodzi łatwo, nogi nie chcą słuchać, ciężko je odrewać od ziemi. Walka o każdy krok. I tak przez 10, 15, 20 km. Najprawdziwsza ściana, taka samiutka jak na trzydziestym drugim kilometrze. Koszmar. Nie mogę się doczekać końca tego katowania, niby cel jest szczytny ale jego realizacja prawdziwie pasudna. Podobno na ultramaratonie ściana goni ścianę, cóż, przynajmniej nie będę zaskoczona :/. 
Po co mi to wszystko?
Chodzi o szybkie uruchamianie rezerw z sadła. Nawet maksymalnie objedzona makaronem, będę niosła ze sobą tylko około 1000 kcal w glikogenie i aż 80.000 kcal w tłuszczu. Będę z tego potrzebowała, zgrubnie licząc około 5500-6000 kcal. Część z tego zjem po drodze ale każdy, kto próbował biec i jeść wie, że brakujących 5000 kcal się w biegu raczej nie wepchnie ;). Muszę więc zmusić organizm, żeby był w stanie korzystać z zasobów sadełka i, przekonać go, że nie ma co oszczędzać do na później, yolo, te rzeczy.
Jeszcze 4 tygodnie, tyle wytrzymam. Ale potem hulaj dusza i owsianka :D
I mam nadzieję, znowu bieganie z przyjemnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz