wtorek, 7 stycznia 2014

Test Coopera po desperacku

 Zapalenie nerwu trzyma w najlepsze ale pokusa była silniejsza od zdrowego rozsądku: po ponad miesiącu polegiwania w szpitalnym łóżku, 2 tygodnie i 6 dni po urodzeniu Pyzuni poszłam biegać.
Może nie tak od razu poszłam tylko wzięłam paracetamol, setkę ketonalu po czym godnie pokuśtykałam. 
Może nie do końca biegać a raczej powoli szurać z jedną nóżką bardziej. Coś jak Herr Flick z gestapo, tyle, że bez wdzięku a z głośnym sapaniem. Dobrze, że nie było komu przyznać mi noty za styl.

W ten mało przyjazny dla oka i ucha sposób, po raz pierwszy w życiu ukończyłam test Coopera: w 12 minut przebiegłam 1,62 km co dla mojej płci i wieku przekłada się na wynik "źle". Pocieszające, że jest jeszcze opcja "bardzo źle" a do "średnio" zabrakło mi tylko 69m. Bardziej pocieszające, że kiedy wreszcie wyleczę tę nieszczęsną rwę jest szansa na poprawę :).

1 komentarz:

  1. Hej, śledzę obydwa Twoje blogi i bardzo podziwiam :) czekam na dalsze wpisy! Pozdrawiam. M.

    OdpowiedzUsuń