Może i Cliff Young była kobietą, ale na pewno nie mamą dwójki szkrabów poniżej 4 roku życia.
Przeżyłam dietę (Tak, tak! To już koniec! :D Teraz, do skutku, będę miała tylko 2 dietetyczne dni w tygodniu), póki co daję jeszcze radę z kilometrażem, zabija mnie brak snu i moje rozkoszne Gwiazdeczki. Już nie mogę. Opuszczam treningi, nie daję rady zmusić się do biegania po 22, ze świadomością, że o 1 Pyza wstanie i będzie bobrować do 3 - 4, a potem wstanie na dobre o 6:15.
Piję po 7 kaw dziennie. Zasypiam pod prysznicem.
Nawet kiedy śpię, śni mi się, że jestem zmęczona i muszę iść się zdrzemnąć ;).
Kiedy przyjdzie co do czego - pobiegnę, jasne - ale chyba bez porządnego przygotowania. Jeszcze walczę o realizację planu, ale w każdym tygodniu coś sobie z niego ucinam. Nie wiem jak w związku z tym wytrzymam wydłużanie się wybiegań.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trening. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trening. Pokaż wszystkie posty
środa, 11 marca 2015
środa, 11 lutego 2015
136 dni - To za moje kluseczki, paskudo!
Podobno na długich dystansach znakomicie sprawdza motywowanie się gniewem. Chyba właśnie poznałam adresata wściekłości, którą będę w sobie pielęgnować ;). Będzie to dieta, którą zdecydowałam się wdrożyć teraz, na początku, póki obciążenie treningowe nie jest duże, a która ma mnie uratować przed ścianą, kiedy wyjem już całe zapasy glikogenu (co napisałam znad miski chudego twarogu wymieszanego z olejem lnianym).
Cóż to za dieta? Ano, tfu, tfu, na psa urok, bez zbóż. Nie bez węglowodanów (piszę dla porządku) ale właśnie bez produktów mącznych. Tu można sobie o niej poczytać w większym szczególe.
Jem warzywa, owoce, nabiał, orzechy, ryby, furę strączkowych i klnę pod nosem, bo jeśli jestem tym co jem, to nie ulega wątpliwości, że jestem ciepłą kluchą ;).
Pocieszam się, że dietka potrwa tylko 6 tygodni.
Pocieszam się, że dietka potrwa tylko 6 tygodni.
Tym czasem moje morale i siły psychiczne zostały odrobinę nadszarpnięte (w milach ten plan wyglądał jakoś łaskawiej ;) ) czego dowody widnieją poniżej:
wtorek, 3 lutego 2015
144 dni - Pozwólcie, że się przedstawię
To miał być sekret, do dnia realizacji wstydliwie chowany pod sercem. Ale poradniki mówią wyraźnie: "rozgadaj wszystkim, będzie mniejsza szansa, że zrezygnujesz". A, że sama z siebie nie mam o tym pojęcia, pozostaje mi im zaufać. Więc niniejszym rozgaduję, w nadziei, że w razie czego znajdzie ktoś się chętny dać mi kopa w tyłek na zachętę:
Za 144 dni planuję pokonać ultramaraton.
Przebyć na własnych nogach 100 km.
Takie mam właśnie dzikie marzenie :).
A żeby było wiadomo z kim mamy do czynienia, pozwólcie, że się przedstawię:
Mam na imię Miłka. Mam 33 lata. Jestem mamą 2 dziewczynek: trzyletniej Gabusi i rocznej Pyzuni.
Mam 168 cm wzrostu, ważę 56 kg.
Choruję na cukrzycę (jestem na pompie insulinowej), trombofilię i moczówkę prostą.
Choruję na cukrzycę (jestem na pompie insulinowej), trombofilię i moczówkę prostą.
Mój najdłuższy, przebyty biegiem dystans to 33 km. Piechotą, po górach, gdzieś między 40 a 50 km. Na rowerze 110 km. Jakaś tam podstawa jest, chociaż zdecydowanie niezbyt solidna, mówiąc wprost raczej wątła, więc czeka mnie jeszcze bardzo wiele pracy.
Tak prezentuję się na początku mojej przygody życia. Do Piotra Kuryło czy Dean'a Karnazesa trochę mi brakuje, ale entuzjazm mam przeogromny :p
Ja nie dam rady? Potrzymaj mi dzieci!;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)