Podobno na długich dystansach znakomicie sprawdza motywowanie się gniewem. Chyba właśnie poznałam adresata wściekłości, którą będę w sobie pielęgnować ;). Będzie to dieta, którą zdecydowałam się wdrożyć teraz, na początku, póki obciążenie treningowe nie jest duże, a która ma mnie uratować przed ścianą, kiedy wyjem już całe zapasy glikogenu (co napisałam znad miski chudego twarogu wymieszanego z olejem lnianym).
Cóż to za dieta? Ano, tfu, tfu, na psa urok, bez zbóż. Nie bez węglowodanów (piszę dla porządku) ale właśnie bez produktów mącznych. Tu można sobie o niej poczytać w większym szczególe.
Jem warzywa, owoce, nabiał, orzechy, ryby, furę strączkowych i klnę pod nosem, bo jeśli jestem tym co jem, to nie ulega wątpliwości, że jestem ciepłą kluchą ;).
Pocieszam się, że dietka potrwa tylko 6 tygodni.
Pocieszam się, że dietka potrwa tylko 6 tygodni.
Tym czasem moje morale i siły psychiczne zostały odrobinę nadszarpnięte (w milach ten plan wyglądał jakoś łaskawiej ;) ) czego dowody widnieją poniżej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz