TOFI - brzmi smakowicie
Ale pod tą apetyczną nazwą kryje się prawdziwa plaga naszych czasów. TOFI jest bowiem skrótem od “thin-outside-fat-inside”. Określenie to stosuje się względem osób, które mimo szczupłego wyglądu mają otłuszczone narządy wewnętrzne. Po polsku określa się ich najczęściej szczupłymi otyłymi lub wewnętrznie otyłymi.
Zdjęcie z pracy Dr Thomasa i Bella z 2008 |
Najprawdopodobniej spowodowane jest to przez zaburzoną przez okrywę tłuszczu komunikacją między narządami i ułatwionym odkładaniem się tłuszczu również w ich wnętrzu. Do tego nie można zapomnieć, że tłuszcz, zwłaszcza ten wewnętrzny, oprócz funkcji zapasowej, pełni rolę wydzielniczą uwalniając do organizmu hormony (w tym płciowe) i inne związki czynne biologicznie mogące nieźle namieszać w metabolizmie.
Czy jestem TOFI?
Żeby się o tym przekonać powinno się zmierzyć ilość wewnętrznego tłuszczu przy pomocy tomografii komputerowej albo MRI co może być kosztowne, kłopotliwe a czasami wręcz niewykonalne w naszych realiach.
O wiele łatwiej za to odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jestem w grupie ryzyka? TOFI dotyka bowiem najczęściej osób, które zachowują sylwetkę jedynie kontrolując dietę, rezygnując przy tym z ruchu, a zwłaszcza takich, które prowadzą niezdrowy tryb życia, jedzą byle co a "nic po nich nie widać".
Bo w przypadku TOFI kluczem do sukcesu jest aktywność fizyczna.
Eksperci są zgodni, że osoby z nadwagą ale aktywne fizycznie mogą być o wiele zdrowsze matabolicznie (nazywa się je FOTI -"fat outside - thin inside" albo MHO - “metabolically healthy obese”) od szczupłych rezygnujących z ćwiczeń.
Jest na to rada :)
Na szczęście tłuszczu wewnętrznego można się pozbyć i to niewielkim kosztem: wystarczy zadbać o pewną dawkę ruchu, może to być nawet bardziej energiczny spacer. Zdaniem niektórych badaczy wystarczą już 2 - 2,5 godziny tygodniowo.
A zatem do dzieła, bo naprawdę jest o co walczyć :)!